Postanowiła, że
to już i dziś. Nie będzie dłużej czekać. Weźmie w końcu sprawy w swoje ręce.
Jeżeli ma być koniec, to będzie. Definitywnie i nieodwołalnie. Jawny koniec
czegoś, co mogła z pewnością uznać za sprawę, dla której żyła. Po prostu
wybierze jeden, szczególny numer i zaprzeczy wszystkiemu, co kiedykolwiek mówiła.
Wszystko będzie jasne. Z Barbarą nie było rzeczy niejasnych.
- Mówi Elena...
Za wszelką cenę chcę... Chcę...
- Zniszczyć
komuś życie?
-
Niekoniecznie. Chcę wszystko naprawić.
- Niektórych rzeczy
nie da się ot tak naprawić – sygnał, sygnał, sygnał.
Instynkt
podpowiadał jej, że nie powinna stać z telefonem przy uchu dłużej niż ustawa
przewiduje. Nie powinna też otwierać drzwi, gdy zostawała sama w domu. Nie
teraz, nie w sytuacji, gdy potrafiła jedynie słyszeć, bo nawet mówić nie lubiła
od jakiegoś czasu. A jednak. Instynkt podpowiedział, że drzwi może otworzyć bez
obaw.
- Dzień dobry,
kocham Cię – musnęła opuszkami palców płatki słonecznika, którego kwiat podał
jej Piotr. Skierowała nic niewidzący wzrok pod tym samym kątem, co zawsze.
Rzuciła mu się na szyję i stwierdziła nagle, że mogłaby to robić do końca
życia, gdyby tylko sobie na to pozwoliła. Sobie, nie jemu. On pozytywnie
rozpatrzyłby taką propozycję, gdyby tylko zapytała. Jako przyjaciółka mogła natomiast
całować jego jasny policzek tak mocno, że mało brakowało a złamałaby sobie nos.
Mogła odciskać szminkę i z uśmiechem ścierać ją wierzchem dłoni. Mogła go
przytulać w sposób, jaki w rzeczy samej nie przystoi przyjaciołom. Mogła
pokazywać mu nieznane dotąd perspektywy przyjaźni po związku, ale nie chciał
tego przyjmować. Dlatego, że to do niczego nie zobowiązywało. Przy purpurowej
róży miłości, kwiat przyjaźni wydawał się blady i bezwonny.
- Już wiesz –
pokiwała głową, zamykając drzwi i wprowadzając Piotra do mieszkania. Trudno
było nie zauważyć, że nie wiedział jak się zachować. Widziała to nawet ona.
Widziała, a może czuła, bo takiej atmosfery w towarzystwie Nowakowskiego
jeszcze nie było.
- Co teraz?
- Teraz? Nic
się nie zmieniło. Tylko trochę mniej widzę.
- Wszystko
będzie dobrze, zobaczysz.... Wszystko będzie dobrze – zapewnił trochę zbyt
głośno, lekko drżącym głosem. Objął ją ramieniem. Może sądził, że ze wzrokiem
straciła i słuch i czucie. Postanowiła, że kiedyś mu to powie. Kiedyś. Bo
otwierała się zawsze na koniec.
***
Oto i koniec. W końcu - chciałoby się powiedzieć. W końcu - bo opowiadanie ciągnęło się od sierpnia i na początku plany obejmowały zakończenie OPS w sierpniu właśnie. Nie wyszło. Co teraz? Ano teraz dziękuję raz jeszcze Madynce za inspirację, Greenberry za ponaglanie i czytelnikom za czytanie :] Żegnam się na trochę z siatkarskim pisaniem. Przenoszę pisaninę na skoki -> http://morning-fool.blogspot.com/
Ojej.
OdpowiedzUsuńOjej.
OJEJ.
O J E J.
To chwilowo pisanie mojej Martinowej jednopartówki szlag trafił.
Wow. Pokłony, dziewczyno.
Za każdy rozdział, każdy akapit, każde słowo, które kiedykolwiek się tu znalazło. Bo wszystko to było idealne. Wszystko, od pierwszego słowa, do ostatniego.
W ogóle uważam, że jest coś niesamowitego w kończeniu jakiejś historii właśnie słowem "koniec", ale wbudowanym w treść, nie oddzielnym. Tak, jak to ty zrobiłaś. Bo to koniec, sygnał dla czytelnika, że historia się zakończyła, więcej nie będzie. A z drugiej strony to nie jest KONIEC na dole strony, większymi literami, to nie jest ostateczny koniec, może nie będzie opisane, ale coś się dalej dzieje, oni dalej gdzieś tam żyją.
Żałuję tylko, że tak krótko. Że skończyło się tym połączeniem, że nie opiszesz nic dalej. Ale rozumiem to. W takich momentach wdzięcznie się kończy opowiadania.
Baranku, kochana. Dziękuję. Za to opowiadanie, za każde słowo, za wszystko, jak zwykle.
Jesteś niesamowita.
[ja aż tak cię poganiałam?:D]
trochę mi brak słów.
OdpowiedzUsuńw pozytywnym sensie. brak, bo zatkało. brak z zachwytu. po prostu brak, bo są sytuacje, gdzie nie da się wiele mądrego powiedzieć, żeby nie wyjść na głupka.
sposób, w jaki to jest napisane. słowa, idealnie do siebie dobrane, jedno po drugim. po prostu całość. idealna całość, bo co więcej można powiedzieć?
podziękować można. za wspaniałą historię, która przyprawiała o łzy śmiechu i wzruszenia, a co najlepsze, była inna, niestereotypowa, na swój sposób nowa. wyjątkowa, naprawdę.
właśnie mi napisałaś, że wyszło nijak, a ja zaprzeczyłam i nadal zaprzeczam. jak już znajdziesz nijaki fragment, którego tu nie ma, odezwij się do mnie po hindusku, żebym wiedziała o co chodzi.
Baranku, jesteś wspaniała, ta historia jest wspaniała i wiem, że do niej wrócę.
Nie powiem "pisz takich więcej", bo chcę od Ciebie nowych, równie cudownych opowiastek. Skocznych, siatkarskich, niesportowych. Na każdy temat.
I nie otwieraj się na koniec, pokaż nam więcej swojego talentu teraz :)
<*@333
p.s. po raz kolejny dziękuję za dedykację <3 bardzo, bardzo, baaaardzo się cieszę, że to właśnie TA historia była dla mnie :3
ukłony i kapelusze z głowy mistrzu!
Nie wiem, co napisać.
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie było w sumie moim drugim, siatkarskim opowiadaniem, które przeczytałam. Bardzo podoba mi się jak opisałaś siatkarzy, ich poczucia humor, nienormalność :)
Ta druga, poważniejsza strona opowiadanie też mi się podoba. I w ogóle to podoba mi się jak piszesz, o.
I wiesz co? Cieszę się, że tu zawędrowałam i mogłam to przeczytać :)
Cam
Napisze tylko tyle, że to opowiadanie piękne było. Trochę smutne, trochę zabawne, takie w sam raz!!!
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze nie piszesz nic siatkarskiego dalej, bardzo żałuję:(
Madynka dobrze napisała, trochę brak słów. Ale walczę z tym i te słowa znajdę, choćbym musiała długo szukać.
OdpowiedzUsuńByła w tym rozdziale taka jedna rzecz, która mnie uderzyła. Wbiła w fotel. Jakoś tak zaintrygowała.
'Dzień dobry, kocham cię'.
Takie powitanie zdecydowanie powinno być wprowadzone do słownika. łatwiej by jakoś wtedy było. Życzę ci dobrego dnia, a zaraz potem sama ci ten dzień dobrym robię, bo mówię, że kocham.
I tak mi się coś wydaje, że Piotrek i Elena jeszcze trochę ze mną zostaną.
Pozdrawiam.
[droga--do--gwiazd]
[bkurek.blogspot.com]