Tego dnia słońce
nie miało prawa tak jasno świecić. Pomyliło się o równy miesiąc. Miesiąc temu
mogłoby. I chyba każdy by to słońcu wybaczył. Nie dziś.
Jeszcze w
powietrzu z każdą minutą wyrzuty sumienia dokuczały coraz bardziej. Co jednak
mógł powiedzieć tu, na ziemi? Na rzeszowskim Porcie Lotniczym. Nie chciał
widzieć tych wszystkich ludzi, którzy go rozpoznawali. Nie chciał słyszeć dziesiątek
pytań. Sam je sobie zadawał, sam nie potrafił sobie na nie odpowiedzieć. Nie
chciał rozdawać autografów. Ludzie czasem nie mieli wyczucia. Nie wiedzieli,
kiedy wypada. Dobrze, że obok szedł Kosok. Temu wydawało się obojętne, co
ludzie powiedzą. A mówili dużo. Za dużo. Kosa unosił głowę, żeby utrzymać się w
stanie jako takiej używalności. Szło mu nadzwyczaj dobrze, bo nawet jeśli
jakieś emocje nim targały, to nie dał tego po sobie poznać. Uśmiechnął się do
Piotra pokrzepiająco. We dwóch znacznie łatwiej było przetrwać zmasowany atak
fanów, których garstka wciąż tłoczyła się nieopodal wyjścia.
Fanom podziękowali,
uśmiechając się stosownie do sytuacji. Trzeba było stawić czoła reszcie. Przede
wszystkim sobie. Pożegnali się wkrótce, życząc sobie szybkiego powrotu do
normalności, a jeszcze szybszego zapominania. Potem Kosok nie zatrzymywany przez
nikogo, ruszył na parking taksówek. Piotrek rozejrzał się. Ile szans
zaprzepaścił? Nawet, jeśli liczba 3 wyglądała niepozornie, zniszczyła mu całe
dotychczasowe życie prywatne. Mógł sobie wybaczać różne rzeczy, ale nie takie.
Na przejściu dla pieszych wpadł na kogoś z impetem. Przeprosił. W odpowiedzi
usłyszał dobrze sobie znane warknięcie.
- Ula!
- Szukałam Cię.
Nie ma czasu – Ula. Siostra Eleny. Wyższa, chudsza, szczycąca się rzędem czterech
kolczyków w brwi. O ciemniejszych włosach i intensywnie niebieskich oczach.
Aktualnie przeprowadzała Nowakowskiego przez drugie przejście, kierując się w
zgoła nieokreślonym, a już na pewno nie w obranych przez Piotra, kierunku.
- Co to
wszystko ma... – Warknął, czując, że kółko od walizki zbiera się do natychmiastowego
odlotu – Znaczyć! Stój! Co to ma być?
- Chciałeś
prawdy to ja ci powiem. Ona nie wie, że... A ty chyba powinieneś mieć pojęcie,
jaka jest prawda.
- Jaka prawda?
- Cała,
prawdziwa prawda. Nie ten kit, który wszystkim wciska Elena. Restauracja,
kawiarnia czy od razu do domu?
- ...
- Kawiarnia.
Bajki się skończyły. A teraz cicho – uprzedziła, gdy już otwierał usta,żeby
zadać pytanie – Wszystko od początku, po kolei, na spokojnie i na pewno nie na
środku ulicy.
***
Uli od razu
przestało się spieszyć w kawiarni. Usadziła Piotrka pod oknem, a sama ruszyła
podrywać kelnera. Wróciła po jakimś czasie tylko po to, żeby zabrać torebkę w
drodze do toalety. Po chwili wyszła z grobową miną, rzuciła telefon na stolik i
nawet nie zwróciła uwagi na kelnera, który podawał im kawę.
- Elena
dzwoniła – wyjaśniła po chwili zamyślenia – Słuchaj.
- Więc zacznij
mówić
- Jak dobrze
pamiętasz dzień 04.12.2009? – w jednej chwili wróciło grudniowe słońce,
imieniny matki i irytujący sposób bycia Eleny. Wszystko. Wszystko.
- Czemu pytasz?
- Tu się
wszystko zaczyna. Więc?
- Bardzo.
- Tamtego dnia,
rano, odebrałam wyniki jej badań. Wiesz jaka jestem, nie? A że siedziałam na
medycynie trochę, to... no, logiczne. Złe mnie przeczucie tknęło. Za niski
poziom tego, za wysoki tego. Coś tu nie tak. Zaczęłam się cykać, bo to nie
wyglądało na takie byle co. Zrobiłam jej najazd o 4 rano, powiedziałam co i jak
myślę. Najpierw się wydarła, że nie moja sprawa, bo jak oboje wiemy bardzo
dobrze – narwana jest cholera. Potem podzwoniła po specjalistach, któryś
zgodził się ją przyjąć strasznie rano. Około ósmej usłyszała diagnozę ‘straci
pani wzrok, operacja to opóźni, ale w ostateczności na niewiele się zda’.
Jakieś trzy miesiące później zaczęła potrzebować okularów. Na początku roku
2011 trafiła do szpitala. Przerzuciła się na soczewki. Zrobiła kursy
techniczne, podpisała umowę z ‘ERSTE’, bo postanowiła, że ile będzie mogła,
tyle będzie się sama utrzymywała. Wyjechała. Nie miała nikogo, kto by ją w
Polsce trzymał. Ja pojechałam na staż do Francji.
- A...
- Do tego
zmierzam. 25 maja 2010r. wypadało szczepienie Kazana – nagle zrozumiał.
Docierały tylko strzępki tego, co mówiła Ula – szlabany nie zamknęły się na
przejeździe kolejowym – wszystko było tak boleśnie jasne i oczywiste. Między
wierszami Elena ukryła całą prawdę o tym, co się stało. Każde jej słowo o tym
mówiło. Każde słowo, gdy pytał. – Kazan siedział na tylnych siedzeniach...
Elena sprzedała swoje mieszkanie, pieniądze ze sprzedaży przeznaczając nie na
swoją, a na Kazana operację. Jak Kazan wygląda, wiesz.
- A...
- Pieniądze ze
sprzedaży domu rodziców podzieliłyśmy między siebie. Elena wynajęła kawalerkę w
Berlinie, ja po roku wróciłam do siebie, do Szczecina. A ty... ty nawet jej nie
szukałeś – rzuciła ostro, zgniatając ostatnią umazaną tuszem, chusteczkę –
zerwała nagle, praktycznie z niczego. I nie powiem, na początku byłam za tym.
Ale sądziłam, że bardziej ci zależy.
- Ale teraz
chciałbym...
- Czekała.
Długo. Setki razy sięgała po telefon. A wiesz, kto jej nie pozwalał dzwonić?
Ja. I chyba zrobiłam słusznie.
- Gdzie ona
teraz jest?
- A gdzie twoim
zdaniem bywają chorzy ludzie? Nie w cyrku raczej.
- W sz...
- Nie. W domu
jest. Tylko nie wiem, czy wciąż czeka.
- Chcesz powiedzieć...
- Taki dzień
musiał kiedyś przyjść, prawda? – uśmiechnęła się smutno, zebrała swoje rzeczy,
zapłaciła rachunek i wyszła.
***
Po dłuższej przerwie - ostatni rozdział.
Epilog w swoim czasie :]
Ja wiem, że takie czekanie może się znudzić, może zbrzydnąć, może dosłownie wyjść bokiem, ale, do cholery, po co się wcześniej czekało, jeśli się później czekać przestaje? Czekanie to jest coś, co zdecydowanie musi występować w czasie dokonanym- trzeba skończyć czekać wtedy, kiedy się człowiek DOCZEKAŁ.
OdpowiedzUsuńWięc nawet jeśli przestała, nawet jeśli postanowiła wyrzucić Piotrka ze swojego serca w cholerę lub jeszcze dalej, nawet jeśli ma go teraz w dupie, niech natychmiast znów zacznie czekać, bo inaczej kilka dobrych chwil z jej życia straci sens.
Pozdrawiam.
[droga--do--gwiazd]
niby coś się wyjaśniło, a pytam mam wciąż sto, albo i dwieście i oczekuję odpowiedzi w epilogu, choć smuci mnie to, że kończy się to opowiadanie, na które tyle czasu poświęciłaś :)
OdpowiedzUsuńi mam jednak nadzieję, że Elena czekała do końca. bo warto czekać, nie ważne jak długo, ale coś zawsze wyczekamy. poza tym czekanie może i bywa irytujące i momentami człowiek ma dość, ale nigdy, przenigdy sobie nie odpuści tak do końca.
Elena nie należy do takich osób, prawda?
czekam, pozdrawiam, uwielbiam :*
Nie chcę epilogu. Znaczy chcę tylko z jednego powodu i cierpię, że się nie da mieć obu.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiem, co o tym myśleć. W sensie nie ogarniam. Jest późno, myślę nad tym od wczoraj i nie wiem, nie wiem. Ja tylko mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Musi się ułożyć. Musi.
I nie mam słów, żeby opisać cudowność twojego stylu, twojego pisania, twojego wszystkiego. ♥
taka tam tylko ja.
Mówię nie epilogowi, bo ja chcę jeszcze i jeszcze i jeszcze. Bo im bliżej końca, tym coraz bardziej się wciągam, coraz bardziej czekam na kolejny rozdział i kolejną odpowiedź. i mam wielką nadzieją, że Elena czeka, że Piotrek doczeka się swojego happy endu. Że będą razem szczęśliwi. Że będę umieli wykorzystać być może już swoją ostatnią szansę na szczęście, na miłość.
OdpowiedzUsuńto jest genialne, naprawdę. a Ten rozdział pierwsza klasa. :)
Jedno się wyjaśnia, inne się gmatwa. Wg siostry to Piotr jest złem tego świata ale no cóż Elena też mogła zawalczyć. Ot co!
OdpowiedzUsuń