Był
trening, bo trener wymyślił, że będzie trening. Komu się nie podobało, już mógł
pakować walizeczki i żegnać się z kolegami, albowiem Andrea Anastasi humorów
nie znosił nad wszystkie zesłane mu z nieba, rzeczy.
W
obliczu takiej prośby, Kuba nie rozpatrywał nawet możliwości odmowy. Ochoczo
podjął się zadania, najpierw ściągając zdezorientowanego Winiarskiego z ławki.
Jeszcze brutalniej potraktowany został Kurek. Siedząca nieopodal reszta
zrezygnowała z wątpliwej przyjemności korzystania z pomocy szalejącego Jarosza,
przy schodzeniu z trybun. Marudząc, dali sobie radę sami, bez zbędnego ryzyka
ruszając wokół boiska.
Kuba
miał wyśmienity humor, a to za sprawą tego, że obiecano im krajoznawczą
wycieczkę. Zahaczała ona jedynie Sofię, ale była. Głośno, stanowczo,
niepodważalnie, a nawet z hukiem. Rozjaśniała umysły rozgrzewających się
zawodników, rozpalała ich serca i siatkarskie lica, pragnące nowej,
niezapomnianej przygody.
Z
tej nieokiełznanej chęci gotowi byli i śpiewać, lecz drugim, czego nie znosił
Andrea Anastasi, była dekoncentracja. Sami gracze wszakże byli utrudzeni
ciężkim dniem, więc nawet nie protestowali. Jedynie, co waleczniejsze jednostki
bulgotały przy efektownych wyskokach. Do tych waleczniejszych należał tego dnia
sam jeden tylko Jarosz.
W repertuarze nie miał
czasu przebierać, więc występ rozpoczął słowami:
- MIAŁA MATKA SYY...YYNA,
SYYNA JEEDYNEEGO...
- Kuba miał na imię, a
nam nic do tego – podchwycił radośnie Igła, ale natrafiwszy na karcące spojrzenie
Anastasiego, umilkł. Jarosz nie rezygnował.
- HEJ, HEJ, HEEEEEEJ
SOKOŁY, OMIJAJCIE GÓRY, LASY, DOŁY – chociaż sam z trudem wykonywał rozkaz dany
owym sokołom. Następnie przez boisko przetoczyła się szara piechota, ułani oraz
czerwone korale. W konsekwencji coraz śmielszych poczynań podopiecznego, który
niebezpiecznie czepił się weselnych przyśpiewek, Anastasi wysłał asystenta po
dwie miętowe herbatki, coś przeciwbólowego i kaftan ze specjalnymi
udogodnieniami.
***
TO SIĘ ZNOWU DZIAŁO. Jak
to możliwe, że działo się już drugi raz, skoro kiedyś było i minęło, a sądził,
że nie wróci? Przecież ładne kilka dni temu TO SIĘ JUŻ DZIAŁO. Jak mogło dziać
się ponownie? Od początku, od początku. Spojrzał na trybuny. Nigdy by się nie
przyznał, że to ją chciał tam zobaczyć. Była krótka przerwa w treningu, taka na
uzupełnienie płynów w organizmie. Ale cóż ona mogła robić na zamkniętym
treningu, na pustych trybunach? Jednak była. BYŁA. I miała niewielki kwiat słonecznika
wpleciony we włosy. Przechadzała się to tu, to tam, szeptem rozmawiając z
facetem, który przechadzał się tuż za nią. To nie był Blaine.
Ona niby przypadkiem
zerknęła w dół, tam gdzie spodziewała się go zobaczyć. Odczekała przepisowe 8
sekund, uśmiechając się promiennie, wepchnęła w dłonie faceta garść wtyczek,
które miała zmienić przy głośniku, przepchnęła się obok niego i ruszyła między
krzesełkami. Zupełnie jakby był to odruch, nad którym nie potrafiła, a może nie
chciała panować. Nie patrzyła pod nogi, tylko przed siebie. I, gdy nie licząc
schodków, które pokonywała w zastraszającym tempie, jeden przeoczyła, po całej
długości hali poniósł się głuchy trzask.
Oniemiał. Oniemiała i
ona. Nie spadła zbyt nisko, zaledwie kilka schodków w dół. Nie dojrzał
przerażenia w jej oczach, kiedy wstała. Trzymając się oparć plastikowych
krzesełek, zeszła na dół, kulejąc. Nie szarpała się, kiedy wziął ją na ręce.
Niósł ją przez niemal
całą szerokość hali, jakby lekko podskakując i przyciskając ją do siebie to
słabiej, to mocniej. Szedł ze wzrokiem utkwionym niby w dal, a jednak raz po
raz przenoszącym się na jej wykrzywioną z bólu twarz. Bez słowa ułożył ją przy
fizjoterapeutach, wymownie spoglądając na jej adidasy. Oni bez namysłu zabrali
się do kostki. Elena pierwszy raz się szarpnęła - chciała ją zobaczyć. Chciała
zobaczyć źródło, z którego promieniował ten paraliżujący ból. Wiedział, że
przez to spanikuje, dlatego zasłonił jej oczy dłonią i bezwiednie przyłożył
policzek do jej skroni, zaciskając usta w wąską linię, nawet nie zdając sobie
sprawy ile bólu jej wówczas oszczędza.
- Skręcona. III stopień –
diagnoza już była. Była i świadomość, że potrafiłby tak siedzieć obok Eleny
całe życie. Przyszła wiara w to, że można jeszcze walczyć. Rozczulenie(do
którego nienawidził się przyznawać), gdy zakładał kosmyk jasnych włosów za jej
ucho. Natychmiast odtrąciła jego rękę i wbrew prawom natury, dźwignęła się z
autu. Pojął, że nigdy nie zrozumie kobiet. A może pojmował, że nigdy ich nie
zrozumie, kiedy parsknęła śmiechem.
- Chciałam się tylko
przywitać, Piotruś – nie pozwolono mu stwierdzić, ile było w tym prawdy.
Przeciągły gwizd Igły zapoczątkował coś nowego, mdły zapach słonecznika zdawał
się zagęszczać i tak już gęste powietrze. Otarł policzek. Kostka nadal była
wygięta pod nienaturalnym kątem, ale czy w tej chwili Elena potrzebowała innego
oparcia, niż ten pan z numerem 1 na koszulce?
Och jak romansowo. Nawet ból skręconej kostki jest mniejszy gdy Piotr jrst obok....
OdpowiedzUsuńzdecydowanie lubię weselne przyśpiewki. a weselne przyśpiewki w wykonaniu siatkarzy jeszcze bardziej. poszłabym na weselę z siatkarzami i zmierzyła się. przegrałabym, ale co tam.
OdpowiedzUsuńważne, że ukazałabym światu swoisty brak talentu <3
chociaż skręconą kostkę lubię mniej, ale tylko dlatego, że boli. Bo jeśli znów zbliży do siebie Pitera i Elenę, to nic do niej nie mam, byleby w końcu na miejsce wskoczyła!
Ach, musi im być tam wesoło z tymi wszystkimi folkowymi piosenkami :D
OdpowiedzUsuńAle Elenie ze skręconą kostką chyba już tak miło nie jest :c
I wiesz co? Uwielbiam motyw ze słoneczkiem. :)
Cam
Rany boskie, skoro chęć przywitania skutkuje trzecim stopniem, to może jednak lepiej, żeby oni ze sobą nie rozmawiali dłużej niż ustawa przewiduje? Dobra, to tylko taki kiepski żart, a raczej ironia, która ze mnie przed chwilą wylazła. Chyba mi nie służy siedzenie w domu, chociaż to dopiero pierwszy dzień.
OdpowiedzUsuńNigdy nie sądziłam, że zwariuję w czasie wakacji.
Piotruś, skoro możesz tak siedzieć, to siedź, co ci szkodzi. Tobie dobrze, jej chyba też, czego chcieć więcej?
Pozdrawiam.
[droga--do--gwiazd]
Przeczytałam już kilka dni temu, teraz, gdzieś między wzorami z termodynamiki a formami Partizip II złapałam chwilę, żeby coś naskrobać.
OdpowiedzUsuńJak zwykle rozdział właściwie dzielisz na dwie części. Tę wesołą, o reszcie siatkarzy, śpiewającym Kojocie i tak dalej.
I tę poważną, którą osobiście wolę, ale może dlatego, że kocham pisać na poważnie i ciut bardziej się na tym znam.
I jest skręcona kostka, i trochę może niezrozumiała dla Piotrka reakcja Eleny, jest nadal żywa w nim miłość i jest jakaś magia w tym wszystkim, którą tylko ty potrafisz uchwycić.
Są pięknie dobrane słowa, wspaniale budowane zdania i niesamowity klimat tej historii.
Jest podziw i zazdrość, bo tak wspaniale piszesz.
I jest wybrana długość fali o największej wyemitowanej energii.
Bardzo przyjemnie piszesz. : ) Podoba mi się. Zapraszam również do mnie, może też ci się spodoba. 444-days-in-hell.blogspot.com / pozdrawiam
OdpowiedzUsuń