Łączna liczba wyświetleń

Dedykacja

Opowiadanie dla Madynki <*@333
Za to że musiałaś się ze mną tyle męczyć :D

13 września 2012

SZEŚĆ


Był trening, bo trener wymyślił, że będzie trening. Komu się nie podobało, już mógł pakować walizeczki i żegnać się z kolegami, albowiem Andrea Anastasi humorów nie znosił nad wszystkie zesłane mu z nieba, rzeczy.
W obliczu takiej prośby, Kuba nie rozpatrywał nawet możliwości odmowy. Ochoczo podjął się zadania, najpierw ściągając zdezorientowanego Winiarskiego z ławki. Jeszcze brutalniej potraktowany został Kurek. Siedząca nieopodal reszta zrezygnowała z wątpliwej przyjemności korzystania z pomocy szalejącego Jarosza, przy schodzeniu z trybun. Marudząc, dali sobie radę sami, bez zbędnego ryzyka ruszając wokół boiska.
Kuba miał wyśmienity humor, a to za sprawą tego, że obiecano im krajoznawczą wycieczkę. Zahaczała ona jedynie Sofię, ale była. Głośno, stanowczo, niepodważalnie, a nawet z hukiem. Rozjaśniała umysły rozgrzewających się zawodników, rozpalała ich serca i siatkarskie lica, pragnące nowej, niezapomnianej przygody.
Z tej nieokiełznanej chęci gotowi byli i śpiewać, lecz drugim, czego nie znosił Andrea Anastasi, była dekoncentracja. Sami gracze wszakże byli utrudzeni ciężkim dniem, więc nawet nie protestowali. Jedynie, co waleczniejsze jednostki bulgotały przy efektownych wyskokach. Do tych waleczniejszych należał tego dnia sam jeden tylko Jarosz.
W repertuarze nie miał czasu przebierać, więc występ rozpoczął słowami:
- MIAŁA MATKA SYY...YYNA, SYYNA JEEDYNEEGO...
- Kuba miał na imię, a nam nic do tego – podchwycił radośnie Igła, ale natrafiwszy na karcące spojrzenie Anastasiego, umilkł. Jarosz nie rezygnował.
- HEJ, HEJ, HEEEEEEJ SOKOŁY, OMIJAJCIE GÓRY, LASY, DOŁY – chociaż sam z trudem wykonywał rozkaz dany owym sokołom. Następnie przez boisko przetoczyła się szara piechota, ułani oraz czerwone korale. W konsekwencji coraz śmielszych poczynań podopiecznego, który niebezpiecznie czepił się weselnych przyśpiewek, Anastasi wysłał asystenta po dwie miętowe herbatki, coś przeciwbólowego i kaftan ze specjalnymi udogodnieniami.

***

TO SIĘ ZNOWU DZIAŁO. Jak to możliwe, że działo się już drugi raz, skoro kiedyś było i minęło, a sądził, że nie wróci? Przecież ładne kilka dni temu TO SIĘ JUŻ DZIAŁO. Jak mogło dziać się ponownie? Od początku, od początku. Spojrzał na trybuny. Nigdy by się nie przyznał, że to ją chciał tam zobaczyć. Była krótka przerwa w treningu, taka na uzupełnienie płynów w organizmie. Ale cóż ona mogła robić na zamkniętym treningu, na pustych trybunach? Jednak była. BYŁA. I miała niewielki kwiat słonecznika wpleciony we włosy. Przechadzała się to tu, to tam, szeptem rozmawiając z facetem, który przechadzał się tuż za nią. To nie był Blaine.
Ona niby przypadkiem zerknęła w dół, tam gdzie spodziewała się go zobaczyć. Odczekała przepisowe 8 sekund, uśmiechając się promiennie, wepchnęła w dłonie faceta garść wtyczek, które miała zmienić przy głośniku, przepchnęła się obok niego i ruszyła między krzesełkami. Zupełnie jakby był to odruch, nad którym nie potrafiła, a może nie chciała panować. Nie patrzyła pod nogi, tylko przed siebie. I, gdy nie licząc schodków, które pokonywała w zastraszającym tempie, jeden przeoczyła, po całej długości hali poniósł się głuchy trzask.
Oniemiał. Oniemiała i ona. Nie spadła zbyt nisko, zaledwie kilka schodków w dół. Nie dojrzał przerażenia w jej oczach, kiedy wstała. Trzymając się oparć plastikowych krzesełek, zeszła na dół, kulejąc. Nie szarpała się, kiedy wziął ją na ręce.
Niósł ją przez niemal całą szerokość hali, jakby lekko podskakując i przyciskając ją do siebie to słabiej, to mocniej. Szedł ze wzrokiem utkwionym niby w dal, a jednak raz po raz przenoszącym się na jej wykrzywioną z bólu twarz. Bez słowa ułożył ją przy fizjoterapeutach, wymownie spoglądając na jej adidasy. Oni bez namysłu zabrali się do kostki. Elena pierwszy raz się szarpnęła - chciała ją zobaczyć. Chciała zobaczyć źródło, z którego promieniował ten paraliżujący ból. Wiedział, że przez to spanikuje, dlatego zasłonił jej oczy dłonią i bezwiednie przyłożył policzek do jej skroni, zaciskając usta w wąską linię, nawet nie zdając sobie sprawy ile bólu jej wówczas oszczędza.
- Skręcona. III stopień – diagnoza już była. Była i świadomość, że potrafiłby tak siedzieć obok Eleny całe życie. Przyszła wiara w to, że można jeszcze walczyć. Rozczulenie(do którego nienawidził się przyznawać), gdy zakładał kosmyk jasnych włosów za jej ucho. Natychmiast odtrąciła jego rękę i wbrew prawom natury, dźwignęła się z autu. Pojął, że nigdy nie zrozumie kobiet. A może pojmował, że nigdy ich nie zrozumie, kiedy parsknęła śmiechem.
- Chciałam się tylko przywitać, Piotruś – nie pozwolono mu stwierdzić, ile było w tym prawdy. Przeciągły gwizd Igły zapoczątkował coś nowego, mdły zapach słonecznika zdawał się zagęszczać i tak już gęste powietrze. Otarł policzek. Kostka nadal była wygięta pod nienaturalnym kątem, ale czy w tej chwili Elena potrzebowała innego oparcia, niż ten pan z numerem 1 na koszulce?

6 komentarzy:

  1. Och jak romansowo. Nawet ból skręconej kostki jest mniejszy gdy Piotr jrst obok....

    OdpowiedzUsuń
  2. zdecydowanie lubię weselne przyśpiewki. a weselne przyśpiewki w wykonaniu siatkarzy jeszcze bardziej. poszłabym na weselę z siatkarzami i zmierzyła się. przegrałabym, ale co tam.
    ważne, że ukazałabym światu swoisty brak talentu <3
    chociaż skręconą kostkę lubię mniej, ale tylko dlatego, że boli. Bo jeśli znów zbliży do siebie Pitera i Elenę, to nic do niej nie mam, byleby w końcu na miejsce wskoczyła!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, musi im być tam wesoło z tymi wszystkimi folkowymi piosenkami :D
    Ale Elenie ze skręconą kostką chyba już tak miło nie jest :c
    I wiesz co? Uwielbiam motyw ze słoneczkiem. :)
    Cam

    OdpowiedzUsuń
  4. Rany boskie, skoro chęć przywitania skutkuje trzecim stopniem, to może jednak lepiej, żeby oni ze sobą nie rozmawiali dłużej niż ustawa przewiduje? Dobra, to tylko taki kiepski żart, a raczej ironia, która ze mnie przed chwilą wylazła. Chyba mi nie służy siedzenie w domu, chociaż to dopiero pierwszy dzień.
    Nigdy nie sądziłam, że zwariuję w czasie wakacji.
    Piotruś, skoro możesz tak siedzieć, to siedź, co ci szkodzi. Tobie dobrze, jej chyba też, czego chcieć więcej?
    Pozdrawiam.
    [droga--do--gwiazd]

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam już kilka dni temu, teraz, gdzieś między wzorami z termodynamiki a formami Partizip II złapałam chwilę, żeby coś naskrobać.

    Jak zwykle rozdział właściwie dzielisz na dwie części. Tę wesołą, o reszcie siatkarzy, śpiewającym Kojocie i tak dalej.
    I tę poważną, którą osobiście wolę, ale może dlatego, że kocham pisać na poważnie i ciut bardziej się na tym znam.
    I jest skręcona kostka, i trochę może niezrozumiała dla Piotrka reakcja Eleny, jest nadal żywa w nim miłość i jest jakaś magia w tym wszystkim, którą tylko ty potrafisz uchwycić.
    Są pięknie dobrane słowa, wspaniale budowane zdania i niesamowity klimat tej historii.
    Jest podziw i zazdrość, bo tak wspaniale piszesz.

    I jest wybrana długość fali o największej wyemitowanej energii.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo przyjemnie piszesz. : ) Podoba mi się. Zapraszam również do mnie, może też ci się spodoba. 444-days-in-hell.blogspot.com / pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Moje zdjęcie
Idealistka. Studentka fizjoterapii. Kocha sport. Pisze od 4 lat.

ARCHIWUM BLOGA